W dawnych czasach, gdy panami tych ziem byli Templariusze, w pałacu znaleziono zwłoki dziecka. Wyglądało tak jakby wypadło z okna, albo jakby je ktoś przez nie wyrzucił. Nie znaleziono sprawcy więc o czyn ten posądzona została mieszkająca w pałacu służąca.
Postawiono ją przed sądem, ale nie przyznawała się do winy i choć bracia zakonni nie mieli dowodów na jej winę skazali ją na śmierć. Z pobliskiego miasta sprowadzono kata, który miał wykonać wyrok ścinając jej głowę na kamieniu.
Gdy prowadzona na ścięcie dziewczyna mijała potężną, starą lipę zerwała gałązkę i rzuciła ją obok głazu, a do Templariuszy powiedziała: „Tak, jak pewne jest, że z tej zielonej gałązeczki wyrośnie po stu latach drzewo, tak też zapewniam, że umieram niewinna!”. Została ścięta, a z rzuconej gałązki wyrosła lipa, która rosła przed pałacem do początku XXw, kiedy to powalona została od uderzenia pioruna mimo, że miała około 7-8m w obwodzie.
Takie podanie wyczytałam o pałacu w Dobrocinie , który przywitał mnie napisem na murze : „ Teren prywatny spacerowanie i oglądanie zabronione”. To mnie tylko zachęciło do jego obejrzenia mimo, że pogoda była jak kapryśna kobieta: słoneczna, a po chwili chmury i deszcz.
Dobrocin to wieś leżąca niedaleko Dzierżoniowa. Najstarsza jej nazwa- Gytchwini została wymieniona w dokumentach w 1305r kiedy Śląsk należał do Piastów. Początkowo była własnością klasztorną, później Templariuszy. Nazwę Dobrocin otrzymała dopiero w 1947r. Ciekawostką jest, że w 1484r kupił ją kapitan na zamku Grodziec- Friedrich von Hoberg, który jest założycielem dolnośląskiej linii Hochbergów.
Tamtejszy pałac został wybudowany na miejscu wcześniej stojącego dworu z XVIw. 1lipca 1897r majątek nabył od barona Stanisława von Seher-Toss z Wawrzeńczyc radca cesarski i dyplomata- Kunon von Portatius. To on w 1898r albo rok później postawił nowy, piękny pałac.
Rezydencja zbudowana na planie nieregularnym posiada dwie i trzy kondygnacje oraz otwarty dziedziniec.
Najstarsza część została rozbudowana o dwa skrzydła co sprawiło, że kształt budowli zbliżony został do podkowy. Nie udało mi się wejść do środka, ale wyczytałam, że w dawnej sali balowej znajduje się neostylowy kominek z herbem rodziny von Portatius. Zachowały się również wewnątrz elementy neogotyckiej stolarki oraz sztukaterie na stropach.
Pałac otaczał park, dziś niestety zarośnięty i niczym nie przypominający tego z czasów świetności. Z jednej strony znajduje się staw, na którym jest mała wyspa z rosnącą na niej wierzbą płaczącą. Od strony pałacu w staw jakby wchodziła piękna, porośnięta bluszczem altana.
Po zakończeniu II wojny Światowej pałac przejęły Państwowe Nieruchomości Ziemskie. Swoją siedzibę miała tam również dyrekcja Kombinatu Ośrodka Hodowli Zarodkowej. Znajdowały się tam też mieszkania pracowników, przedszkole oraz sklep spożywczy.
Gdy w 1993r zlikwidowano Kombinat pałac przejęła Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa. No i tak to sobie trwał pałac niszczejąc powoli i nie zmieniła jego stanu nawet sprzedaż w 2009r prywatnemu właścicielowi.
Polecam to miejsce mimo śmiesznego, szpecącego napisu, bo pałac naprawdę robi wrażenie odbijając się w wodzie i tylko szkoda, że niszczeje, bo jest w naprawdę dobrym stanie. Żałuję, że pogoda płatała figle i że nie mogłam wejść do środka, ale kto wie- może trafię tam i będę miała szczęście, że będzie otwarty. Myślę, że nie tylko ja liczę na to.
Poza tym polecam zobaczyć znajdujący się w niedalekiej Goli Dzierżoniowskiej zamek.
Archiwalne zdjęcia udostępniono dzięki Fotopolska.eu , autorem akwareli jest A.Woźniak.
Pałac w środku miał jeszcze kilka ciekawych detali 😉 Byliśmy z kumplem w niedzielę